Obrona pracy licencjackiej we wrześniu. Mam pytanie jak wygląda sytuacja z bronieniem pracy licencjackiej we wrześniu, muszę składać jakieś pismo do dziekanatu czy coś takiego? Oraz co w ewentualnym przypadku gdy nie dam rady również bronić się we wrześniu, a mam wszystkie przedmioty zaliczone?
Pisanie pracy inżynierskiej było dla mnie pierwszym tak ważnym i złożonym projektem w życiu. Jako, że lata lecą, a pamięć jest ulotna, to chciałbym zapisać tutaj wszystkie związane z moją pracą wspomnienia. Zapraszam Cię na historię wzlotów i upadków, łez szczęścia i smutku, niespodziewanych eksplozji i buntu maszyn, ale przede wszystkim historię ostatecznego zwycięstwa, do której sam co jakiś czas chętnie wracam. Oto Moja Praca Inżynierska. Elastyczne… co? Każda praca ma jakiś tytuł. Kopernik miał swoje ,,O obrotach sfer niebieskich”, Darwin ,,O powstawaniu gatunków„, a ja miałem o… układanicy magazynowej i to nie byle jakiej, bo o układnicy elastycznej! Pełny tytuł mojej pracy inżynierskiej brzmiał: Układ sterowania elastyczną układnicą magazynową Promotor, do którego udałem się w listopadzie 2014r. z nadzieją otrzymania tematu, miał zasadniczo dwie propozycje: układnica magazynowa, albo robot rysujący na kartce zadany kształt. Każdy normalny człowiek bez wahania wybrałby robota! Ja jednak postąpiłem inaczej. Może dlatego, że układnica wydawała mi się prostsza? A może była ona bardziej związana z interesującą mnie automatyzacją i przemysłem? A czymże jest wspomniana układnica? Jak sugeruje nazwa jest to urządzenie układające, konkretnie towary na półkach magazynowych. Oczywiście urządzeń takich nie kupuje się do magazynów sklepowych, czy małych hurtowni, a do naprawdę dużych centrów logistycznych i przerzutowych. Wielkie hale i wysokie półki to idealne środowisko dla takiej maszyny. Jak wygląda układnica? Najprościej rzecz ujmując jest to wózek jeżdżący w te i we w te po szynie, między regałami magazynowymi. Regały są oczywiście wysokie i mają wiele półek, stąd do wózka zamocowany jest maszt, a do masztu kolejny, mały wózek z mechanizmem pozwalającym chwytać paczki (zwany narzędziem). Układnica ma za zadanie dojechać do wybranej półki, podnieść paletę, karton czy co tam się na niej znajduję i dostarczyć pakunek do punktu zrzutu. Brzmi prosto, prawda? Moje zadanie było jednak nieco bardziej skomplikowane, a wszystko przez ukryte w temacie słowo ,,elastyczna”. Nie raz słyszałem, jak na narzędzia i maszyny wykonane z cienkiej blachy i kiepskiej jakości materiałów mówi się, że wykonane są z ,,papieru” lub ,,marchwi”. Tego typu urządzeń strach jest dotknąć i jasnym jest, każdy wolałby trzymać w dłoniach tylko solidne narzędzia i pracować na maszynach, które strach kopnąć, żeby nie złamać sobie nogi. Problem polega na tym, że im coś jest solidniejsze, tym automatycznie staje się cięższe. W wielu przypadkach nie jest to wadą, ale dla układnicy ważna jest szybkość z jaką jest ona w stanie przywieźć nam paczkę. Solidne i ciężkie urządzenie wolniej przyspiesza, musi też wcześniej zacząć hamować. Każda sekunda opóźnienia to dla maszyny pracującej 24/7 całe godziny w skali miesiąca. Czy jednak ultra lekka układnica to rozwiązanie wszystkich problemów? Nie do końca, bo najcięższym elementem układnicy jest niestety jej wysoki maszt. Jeśli spróbujemy go ,,uszczuplić”, to układnica zyska sporo dynamiki, ale nie wiadomo, czy nasz maszt to wytrzyma. Maszyna będzie w stanie przyspieszać i hamować w mgnieniu oka, jednak towarzyszące tym ruchom potężne szarpnięcia mogą doprowadzić do wykrzywienia masztu, a jeśli będzie on zbyt słaby, nawet do jego złamania. Nie mówiąc już o tym, ze maszyna będzie musiała poczekać z podniesieniem paczki, aż rozbujany maszt nieco się uspokoi i ustabilizuje – to kolejna strata czasu, która dla tego typu urządzeń jest niedopuszczalna. Zaprojektowanie i budowa układnicy wymaga więc odpowiedniego kompromisu – nie może ona być zbyt ciężka, ale nie może też być zbyt słaba. Mój promotor zdawał się nie zauważać tego problemu. Wbrew wszelkim prawom fizyki wymyślił sobie, że ja, biedny student trzeciego roku Automatyki i Robotyki zbuduję lekką i zwinną układnicę, która będzie ,,zasuwała” w tę i z powrotem niczym gepard goniący antylopę, a jej cieniutki, odchudzony maszt nawet tego nie odczuje. Ideą było zatem stworzenie takiego sposobu sterowania układnicą, by automatycznie wykrywała ona drgania oraz odkształcenia masztu i poruszała się tak, by je zniwelować. Wtedy jeszcze nie miałem tak wykształconego zmysłu samoobrony, by powiedzieć ,,Ale proszę pana, tego się nie da zrobić”, więc zamiast tego ochoczo zabrałem się do pracy. Podstawą jest… podstawa Po tym przydługim wstępie przejdźmy do konkretów. Zacytuję tutaj (gwoli ścisłości) pełny, szczegółowy cel mojej pracy, jaki otrzymałem od promotora. Brzmiał on w oryginale następująco: Celem pracy jest zaprojektowanie oraz zbudowanie modelu układnicy magazynowej z elastycznym masztem, poruszającego się w osi pionowej oraz poziomej. Program sterujący urządzeniem powinien realizować pozycjonowanie narzędzia w oparciu o równoległą strukturę regulacji z regulatorami typu P oraz PID, generowanie zadanej trajektorii położenia wózka w osi poziomej oraz komunikację z komputerem nadrzędnym w celu zadawania i odczytu żądanych parametrów (pozycji, prędkości, odkształcenia masztu). Jeżeli studiujesz kierunek inżynierski, to może powyższy opis coś ci mówi. Jeśli nie, to nie masz się czym przejmować – nie jest on w całej tej historii istotny. Zacznijmy może od tego, że kiedy zabrałem się za pracę, a było to wiosną 2015 roku, to 3 rok studiów zmierzał już ku końcowi. Na wakacje wracałem do domu i nie za bardzo chciałem w tym okresie cokolwiek rozgrzebywać. Stąd przyjąłem metodę małych kroczków, bo skoro wszystkiego na raz i tak nie opanuję, to może do wakacji uda mi się chociaż jedną rzecz zrobić dobrze. Z tym nastawieniem zacząłem od podstawy, czyli szyny, po której miała jeździć moja układnica. Pomysł na ten element był w gruncie rzeczy prosty i wyglądał mniej więcej tak: Silnik napędza koło zębate, koło napędza pas, a do pasa przyczepiony jest wózek, do którego w przyszłości miałem przymocować też maszt. Teraz, kiedy już z tego typu układami napędowymi mam do czynienia w pracy zawodowej, wiem jak trudno jest coś takiego zbudować i jak kosztowne może to być. Dlatego nie dziwię się promotorowi, że postanowił on kupić gotową szynę, szczególnie, że miałem z niej korzystać nie tylko ja, ale też kolega budujący tzw. odwrócone wahadło. Jak działa wahadło odwrócone zobaczyć możesz na powyższym filmie. Jest to zasadniczo balansujący kijek, który na pewno nie działałby na topornej, zbudowanej przez studentów szynie. Dlatego pomysł promotora z zakupieniem profesjonalnego sprzętu był naprawdę dobry, z tym że… szyna nie miała w zestawie silnika. Dla mojego promotora nie był to żaden problem, bowiem dosłownie na dniach jeden ze studentów obronił pracę, która polegała na stworzeniu systemu sterowania silnikiem idealnie wręcz skrojonym pod nasze potrzeby. Studencka twórczość Owy student nie budował oczywiście silnika od podstaw – ten zakupiony został od firmy Unimotor (zdjęcie poniżej). Silnik taki to jednak diabelnie skomplikowana w obsłudze maszyna, stąd zaskoczony byłem jak dobrze działał stworzony przez tego studenta system sterowania. Z napędem ,,rozmawiało się” za pomocą programu Matlab – potężnie rozbudowanego kombajnu, który normalnie wykorzystuje się do symulowania różnych zjawisk fizycznych, chemicznych i biologicznych, ale bez trudu można w nim też napisać takie ,,proste” aplikacje. Samo sterowanie było zasadniczo banalne i dzięki przygotowanej przez wspomnianego studenta liście komend mogłem np. kazać silnikowi kręcić się z określoną prędkością lub wykonać konkretną liczbę obrotów. Silnik PMSM firmy Unimotor – waga 6,3 kg, prędkość maksymalna 4200 obr/min, moment obrotowy 3,9 Nm, moc 1,23 kW Nie zapominajmy jednak, że to jak świetnie napisany jest dany program nie ma tak naprawdę znaczenia. Pierwsze prawo wszechświata stanowi bowiem, że KAŻDA aplikacja zawiera jakieś błędy i ta nie była wyjątkiem. Szczególnie zapamiętałem jeden z nich, mianowicie okazjonalne nie reagowanie na wpisywane komendy. Czy to duży problem? To zależy. Pierwszą komendą, którą trzeba było wysłać do sterownika zawsze, był rozkaz włączenia zasilania. Jeśli sterownik tego nie dosłyszał, to zwyczajnie nic się nie działo. Gorzej było, kiedy sterownik posłusznie włączał zasilanie, ale z jakiegoś powodu nie potrafił przetrawić rozkazu wykonania silnikiem kilku obrotów. Napęd zaczynał wtedy delikatnie brzęczeć i przysiągłbym, że nawet lekko wibrować. Dlaczego? Bo sterownik zamiast zauważyć, że coś jest nie tak i rozłączyć zasilanie, próbował silnikiem za wszelką cenę zakręcić. Z jakiegoś powodu uznał on też, że najlepszym sposobem na to jest podawanie na obwody silnika coraz większego prądu. Mój błąd polegał na tym, że kompletnie nie byłem na taką sytuację przygotowany. Zdarzyło się to chyba drugiego dnia testów. Zadowolony, że nauczyłem się obsługiwać silnik, wysyłałem do sterownika kolejne rozkazy. Kręć w lewo, potem w prawo, przyspiesz, zwolnij, zatrzymaj się. Gdy za którymś razem uruchamiałem go ponownie, zdarzył się opisany wyżej problem. Siedząc przed monitorem usłyszałem brzęczenie. Kiedy zaciekawiony hałasem odwróciłem się w lewo, w stronę silnika, po swojej prawej stronie usłyszałem głośny huk. Podskoczyłem na równe nogi i natychmiast zwróciłem wzrok w kierunku modułu zasilania i całej sterującej elektroniki – huk musiał dobiegać właśnie stamtąd. Po chwili za moimi plecami pojawił się zaalarmowany hałasem promotor, który skierował swe kroki w stronę unoszącego się nad elektroniką czarnego dymu. Otworzył obudowę, po czym na jego ręce wysypał się ciemny proszek – pozostałość po rezystorze mocy (takim ,,dużym oporniku” wielkości palca wskazującego). Na szczęście rezystor nie był jakimś nietypowym, kosztownym elementem i szybko znaleźliśmy zamiennik, stąd więcej było szoku i strachu, niż rzeczywistej tragedii. Mimo to warto z każdej sytuacji wyciągać należyte wnioski, dlatego od tamtej pory kiedy uruchamiałem napęd, rękę trzymałem zawsze blisko głównego wyłącznika zasilania. Oczywiście w trakcie wspólnie spędzonego roku prac nad inżynierką dłoń stopniowo odsuwała się, aż wreszcie zaufałem temu napędowi (i swojej wiedzy) na tyle, że mogłem tych praktyk całkowicie zaprzestać. Układ jezdny Po wakacjach przyszedł czas na ostatni semestr studiów i mechaniczne złożenie mojej inżynierki. Kiedy już wraz z kolegą budującym wahadło przypomnieliśmy sobie przedwakacyjne sterowanie silnikiem, to przyszedł czas na zamocowanie go do zakupionej przez promotora szyny. Nasz model jednostki liniowej (fachowa nazwa szyny) wyglądał tak: Jednostka liniowa KLE-8. Jak widać cały mechanizm zębaty ukryty jest w eleganckiej, aluminiowej obudowie, z której na górze wystaje jedynie ruchomy wózek. Jednostka ta, robiona na zamówienie, może mieć dowolną długość – nasza miała 2,6 metra. Miejsce, do którego podłącza się silnik znajduje się za widocznym po lewej stronie okrągłym, szarym korkiem. Oczywiście nie można zrobić tego tak bezpośrednio. Trzeba zamocować sprzęgło, dwie przejściówki i wszystko ze sobą idealnie spasować. Montaż silnika do jednostki liniowej – widok rozstrzelony W tym momencie podstawa układnicy była niemal gotowa i pozostało jedynie wyposażyć ją w odpowiednie czujniki. Silnik miał sporą moc, dlatego potrzebne było coś, co bezwzględnie go wyhamuje, kiedy wózek dojedzie do któregoś skrajnego położenia. Dalsze napieranie silnika w momencie gdy wózek nie ma już gdzie pojechać mogłoby skończyć się nieciekawie, dlatego jednostkę liniową wyposażyliśmy w tak zwane czujniki krańcowe. Były to zwykłe czujniki magnetyczne wykrywające wszelkie metalowe obiekty. Kiedy wózek na taki czujnik najechał, silnik otrzymywał nadrzędną komendę STOP. Oczywiście wciąż istniało niezerowe ryzyko, że silnik z jakiegoś powodu może nie wyhamować, dlatego czujniki odpowiednio odsunąłem od obu końców, a za nimi założyłem jeszcze solidne kątowniki z gumowymi odbojnikami. Wszystkie te zabiegi skróciły możliwy zakres ruchu mojej układnicy do około 1,5 metra, ale ważniejsze było dla mnie to, by maszt z rozpędu nie przeleciał na drugi koniec sali i nie doszło do jego bliskiego spotkania ze stojącą tam frezarką CNC. Jeden z dwóch zamontowanych na szynie odbojników Drugim istotnym czujnikiem był liniał optyczny. Do czego służył? Wspominałem, że potrafię kręcić silnikiem z określoną prędkością lub zadać mu wykonanie określonej liczby obrotów. Rozkazanie układnicy, by podążyła do konkretnej pozycji to jednak zupełnie inna bajka. Po pierwsze, system musi wiedzieć gdzie w ogóle wózek się znajduję, żeby określić, czy punkt do którego chcę go wysłać jest z przody, czy może za nim. Następnie musi on obliczyć brakującą do celu odległość, a po ruszeniu kontrolować zmniejszający się dystans i w odpowiedni sposób wyhamować. Sporo tego, ale na szczęście wszystkie punkty załatwia nam wspomniany wcześniej liniał optyczny. Schemat działania liniału optycznego Zasada działania takiego liniału jest banalnie prosta. Posiada on ruchomą głowicę wyposażoną w diodę i czujnik świetlny. Głowica jeździ po taśmie wyposażonej w przezroczyste i nieprzezroczyste pola, które czujnik optyczny potrafi rozróżnić. Pola te są upakowane tak gęsto, że jestem w stanie wykryć przesunięcie głowicy nawet o 1 mikrometr. Wystarczyło zatem zamocować liniał do szyny, a jego głowicę do ruchomego wózka. Niestety sam liniał był dość krótki – zaledwie 1240 mm, co znowu zmniejszyło moje pole manewru i musiałem się z tym faktem pogodzić. Liniał L18 firmy Precizika Metrology; źródło: Budowa masztu To co robiłem do tej pory przypominało raczej składanie gotowych klocków, aniżeli prawdziwe projektowanie. Poziom trudności wzrósł jednak znacząco, kiedy zająłem się budową masztu. Musiałem wymyślić z czego zrobię jego konstrukcję, jak przymocuję go do szyny, skąd wezmę wózek jeżdżący w górę i w dół po maszcie, i czym będę go napędzał. Aha, i jeszcze najważniejsza rzecz: jak u licha mam w ogóle ,,zmierzyć” bujanie się masztu? Promotor nie miał już więcej gotowych podzespołów do wykorzystania i wszystko musiałem zrobić od podstaw, dlatego wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe kombinowanie. Stwierdziłem, że jak już wymyślę z czego zrobię maszt, to resztę bez trudu wokół niego obuduję. Na szczęście przypomniałem sobie, że szukając kiedyś w internecie sklepu z elektroniką trafiłem na taki, który specjalizował się w częściach do budowy różnego rodzaju maszyn (od robotów po obrabiarki CNC). Widziałem tam fajne szyny z hartowanej stali, do których można było dokompletować wózek, pas zębaty i koła zębate. Typowy wózek na szynie z hartowanej stali Zdecydowałem, że maszt musi być odpowiednio wysoki, stąd zamówiłem dwie szyny o długości 1,5 m każda. Dlaczego dwie? Baliśmy się z promotorem dwóch rzeczy. Po pierwsze maszt zbudowany z jednej, długiej ,,tyczki” zamiast bujać się do przodu i do tyłu mógł nagle zacząć się skręcać, z czym układ sterowania nie dałby sobie rady. Po drugie do masztu trzeba było przymocować bardzo delikatne czujniki (o których później). Przy zbyt mocnym wygięciu masztu mogły one zwyczajnie pęknąć, a wtedy nici z jakiejkolwiek pracy inżynierskiej. Dlatego zdecydowaliśmy się na solidną podstawę, dwa mocne kątowniki i dwie prowadnice ustawione jedna za drugą, co miało zapobiec opisanym wyżej problemom. Widoczne poniżej zdjęcia pochodzą z grudnia 2015 roku. Na samym dole widać aluminiową podstawę – była ona niezbędna przez to, że całe mocowanie masztu zajmuje sporo miejsca i nie było szans, by zmieściło się ono na oryginalny wózku jednostki liniowej. Wymiary podstawy to 300 mm na 500 mm, a grubość blachy to aż 8 mm i z tym związana jest pewna ciekawa historia. Kiedy zamawiałem podstawę wiedziałem, że aluminium jest metalem drogim. Biedny student pomyślał więc, że znacznie taniej będzie kupić blachę stalową i tak też zrobił. Swój błąd zrozumiałem w momencie, w którym chwyciłem zamówiony kawał żelastwa. Okazało się, że blacha ta waży jakieś 10 kg, co po dodaniu kilku kilogramów samego masztu całkowicie zaprzeczyłoby idei zwinnej i lekkiej układnicy. Stąd też promotor siłą swojego autorytetu zmienił moje myślenie i już tydzień później maszt stał na podstawie aluminiowej. Przy tych samych wymiarach była ona 4 razy lżejsza od stalowej, co uratowało sytuację. Stara blacha nie poszła jednak na złom i ciągle leży w garażu mojego rodzinnego domu, służąc za uniwersalny blat do majsterkowania. Napęd pionowy Po złożeniu masztu przyszedł czas na wymyślenie koncepcji napędu małego wózka. W internecie można kupić całą masę różnego rodzaju silniczków, z tym że ja potrzebowałem czegoś mocnego i zarazem niezbyt wielkiego. Najlepszym stosunkiem mocy do rozmiarów cechują się silniki prądu stałego i udało mi się takowy znaleźć za (o zgrozo) 995 zł. Kiedy promotor po usłyszeniu ceny już jako tako ochłonął, musiał przystać na moją propozycję. Nie dało się bowiem znaleźć niczego tańszego o podobnej mocy, a tutaj w zestawie był już od razu sterownik. Silnik dotarł na uczelnię zaraz po przerwie świątecznej – w styczniu 2016r. Wtedy wykłady i laboratoria się już prawie skończyły, a w lutym czekały mnie jeszcze ostatnie egzaminy w mojej studenckiej karierze. Był to idealny czas, żeby wziąć się ostro do pracy i złożyć wreszcie całą układnicę. Zacząłem od przykręcenia masztu do szyny, zaprojektowałem też mocowanie silnika składające się z trzech aluminiowych blach (których wykonanie zleciliśmy warsztatowi na uczelni) i całość złożyłem. Efekt widać na powyższym zdjęciu. Wymyśliłem sobie, że wózek jeżdżący po maszcie napędzę za pomocą pasa zębatego. Jedno koło zębate trzeba było nałożyć na silnik, a drugie w jakiś cudowny sposób przymocować na szczycie masztu. W tym celu zaprojektowałem prosty ceownik przykręcany do obu szyn, na którym założyłem dwa łożyska, między nimi pręcik, a na pręciku koło zębate: Żeby zrobić to zdjęcie konieczne było odkręcenie masztu od szyny widocznej w tle i postawienie go na podłodze Pozostało już tylko naciągnąć pas, założyć wózek i sprawdzić jak to wszystko działa. Nagrałem nawet krótki film, na którym widać sporo elektroniki potrzebnej do odpalenia tego ustrojstwa, a także fakt, że potwornie trzęsły mi się wtedy ręce. Ale wózek jeździł! Pomiar wibracji masztu Układnica była już niemal gotowa – potrafiła jeździć do przodu i do tyłu, a także w górę i w dół. Teraz czekało mnie największe wyzwanie – pomiar odchylenia masztu. Jeśli chodzi o odkształcenia to najpopularniejszym sposobem ich pomiaru są czujniki tensometryczne. Normalnie nie są to jakieś drogie i skomplikowane rzeczy – znajdziesz je chociażby w każdej wadze elektronicznej jaką masz w domu. My jednak musieliśmy zastosować małą, delikatną i znacznie droższą wersję tych czujników – tensometry foliowe: Tensometr foliowy przyklejony do masztu Tensometr foliowy to nic innego jak metalowa ścieżka nadrukowana na foliowym podłożu. Pod wpływem odkształcenia rezystancja ścieżki zmienia się, co jesteśmy w stanie zmierzyć i odpowiednio przeliczyć na odkształcenie. Widoczny na zdjęciu ,,gigant” to tensometr o wymiarach 24 mm wysokości na zaledwie 5 mm szerokości. Niestety nie znalazłem teraz dokładnej instrukcji naklejania czegoś takiego na szynę, ale pamiętam, że było z tym sporo zabawy. Podłoże musiało być nieskazitelnie czyste, klej równiutko rozprowadzony i podgrzany, naklejony tensometr nie mógł być dotykany przez 24 godziny, a na koniec i tak nie było pewności, czy przez trzęsące ręce po prostu go nie uszkodziliśmy. Czujniki takie były dwa (przyklejone w 1/3 i 2/3 wysokości masztu) ale ich prawidłowe zamocowanie to dopiero połowa sukcesu. Następny etap to stworzenie odpowiednio czułego układu pomiarowego, bowiem tensometr przy odkształceniu zmienia swoją rezystancję ze 120 Ω do na przykład… 120,4 Ω. Do tego dochodzi walka z zakłóceniami od silników i całej reszty elektroniki, dlatego aby zmierzyć tak niewielką zmianę rezystancji stosuje się różne sztuczki w postaci stabilizatorów napięcia, mostków Wheatstone’a, wzmacniaczy operacyjnych, ekranowania i tym podobnych. Zamiast wchodzić w niepotrzebne i nudne szczegóły pokażę może gotową płytkę, jaką udało mi się ,,ulepić”: Układ pomiaru odkształcenia tensometrów Podoba mi się tutaj biała podstawka, bo sam wykonałem ją na frezarce CNC. Zieloną płytkę też wykonałem sam, ale tutaj raczej nie ma się czym chwalić. Powiedzmy, że nie było czasu na zamówienie gotowej płytki PCB i trzeba było skleić coś na szybko. W każdym razie to małe ustrojstwo wystarcza, bym mógł zmierzyć zmianę rezystancji tensometrów, bez owijania wszystkich kabli folią aluminiową (choć i tego sposobu próbowałem). Układnica w pełnej krasie W ten oto sposób nadszedł kwiecień 2016r. i część mechaniczna mojej pracy była gotowa. Cały złożony układ podziwiać możecie w poniższej galerii. Oczywiście okablowanie sprzętu to jeden wielki bałagan, ale do dalszych testów najważniejsze było, aby wszystko po prostu działało. Przewody i tak trzeba było co chwilę przepinać, a elektronika wymagała przeróbek, stąd nie chciałem tego wszystkiego niepotrzebnie chować i utrudniać sobie dalszych prac. Kliknij na wybrane zdjęcie, aby je powiększyć W przypadku mojej pracy budowa działającego urządzenia była dopiero połową sukcesu. Pamiętajmy, że prawdziwym celem tego projektu było stworzenie układu sterowania zdolnego zapobiegać bujaniu się masztu. Nie będę tutaj jednak szczegółowo opisywał nudnej części programistycznej. Dla zainteresowanych wspomnę, że oprogramowanie tworzyłem na sterowniku STM32F4 i pisałem je w języku C. Przygotowałem przy tym dwa algorytmy sterowania układnicą – jeden w oparciu o dwa równoległe regulatory P/PID (typu P kasował odkształcenia masztu, typu PID sterował ruchem całej układnicy), drugi zaś to klasyczne profilowanie trajektorii trzeciego rzędu, innymi słowy łagodny rozruch i hamowanie. Na tej podstawie chciałem sprawdzić, czy lepiej jest aktywnie niwelować bujanie masztu (regulacja P/PID), czy może zapobiegać jego powstawaniu (łagodna trajektoria ruchu). A jako, że mam jeszcze w zanadrzu jakieś filmiki i kilka fajnych wykresów to mogę o etapie badań powiedzieć kilka słów. Etap badań Na początek wypadałoby sprawdzić, czy pomiar odkształcenia masztu w ogóle działa. W tym celu puknąłem w niego ręką i taki oto wynik uzyskałem: Jak widać maksymalne odchylenie czubka masztu od pionu to około 3 milimetry, a uspokojenie drgań trwało jakieś 4 sekundy. DZIAŁA. Teraz przyszedł czas przetestowanie wspomnianej regulacji niwelującej owe drgania. Poniżej dla lepszego porównania przedstawiam dwa wykresy – na górze regulator wyłączony, na dole regulator włączony: Kiedy regulator był włączony, drgania ustawały w ciągu dokładnie 0,27 sekundy, czyli ponad 10 razy szybciej. Nie wspomniałem właściwie jak układnica to robi, że jest w stanie wytłumić drgania, a jest to w praktyce bardzo proste. Jeśli maszt odchyla się w jedną stronę, to układnica wykonuje niewielki, ale bardzo szybki ruch w tym samym kierunku, by przywrócić go do pionu. Zupełnie jak balansowanie cienką tyczką na wierzchu wyciągniętej dłoni. Oczywiście układnica odczytuje odchylenie masztu 16 tysięcy razy na sekundę i z tą samą prędkością reaguje na jego zmiany. Jest to zdecydowanie zbyt szybki proces, by ludzkie oko mogło go zaobserwować. Dlatego kiedy układnica się porusza, to maszt wygląda tak jakby w ogóle nie drgał. I choć filmy tego do końca nie oddają, to układnica potrafiła być naprawdę dynamiczna. Za każdym razem obawiałem się, czy przypadkiem napisany przeze mnie program nie zrobi mi niemiłej niespodzianki, a czujniki krańcowe w porę zatrzymają urządzenie. Naciskanie na klawiaturze ENTER i patrzenie jak niemal kilogramów stali rusza prosto na mnie potrafiło przyspieszyć tętno. Poniżej fragment pokazujący układnicę wykonującą sekwencję kilku ruchów: W trakcie ruchu odkształcenia masztu były znacznie większe niż przy próbach na sucho i przekraczały 5 mm, co jednak nie robiło większego wrażenia na tak szybkim układzie regulacji. Jeśli zaś chodzi o wspomniane wcześniej porównanie aktywnej regulacji z łagodnym przyspieszaniem i hamowaniem urządzenia, to nie ma tutaj jednogłośnego zwycięzcy. Aktywna regulacja szybko tłumiła drgania, ale były one przy tym znacznie większe (tak jak pisałem, jakieś 5 mm). Łagodna trajektoria sprawiała, że odkształcenia nie przekraczały 0,5 mm, ale czas dojechania do pozycji zadanej wydłużał się o około 60%. Także w tym wypadku wszystko ma swoje wady i zalety, i nie da się niestety ,,zjeść ciastka i mieć ciastka”. Trzeba to wszystko jeszcze zapisać Urządzenie działało, udało mi się zebrać sporo danych, miałem wykresy, narysowałem schematy, a przede mną leżał cały stos książek i prac zwany dumnie ,,bibliografią”. Teoretycznie więc moja praca została zakończona, w praktyce jednak trzeba było jeszcze to wszystko udokumentować. Oczywiście nie zostawiłem wszystkiego na ostatnią chwilę – był już maj, a ja bardzo chciałem do wakacji zakończyć ten projekt i się obronić. Dlatego też pracę zacząłem pisać w lutym, tak aby po skończeniu prac nad układnicą mieć już 90% gotowe. W praktyce więc na dopisanie reszty, poprawki, drukowanie i obronę miałem nieco ponad miesiąc – bardzo komfortowy zapas. Dla wszystkich tych, którzy zastanawiają się jakich narzędzi używać przy pisaniu pracy dyplomowej przedstawiam pełną listę tego, z czego ja korzystałem: Model 3D – aby spasować ze sobą całą mechanikę i nie robić wszystkiego na oko postanowiłem stworzyć trójwymiarowy model mojej układnicy. Zrobiłem go w programie Solidworks firmy Dassault Systems, bo taki akurat miałem do dyspozycji w firmie, w której zacząłem pracę na ostatnim roku studiów. Program ten jest potwornie drogi, dlatego jeżeli szukacie darmowego odpowiednika, to całkiem niezły jest FreeCAD. Przy okazji model 3D, który stworzycie dostarczy wam fajne grafiki koncepcyjne, które potem możecie umieścić w – te przygotowałem w programie, który zbierał wszystkie dane, czyli wspomnianym wcześniej Matlabie. Oczywiście jego funkcje z powodzeniem zastąpi zwykły Excel, czy nawet Arkusze i schematy blokowe – jeżeli coś składa się z dużej liczby współpracujących ze sobą elementów, to zależności między nimi najłatwiej jest pokazać przy pomocy schematu blokowego. Osobiście korzystałem z pełni darmowego i prostego w użyciu programu Diagram elektryczne – te początkowo rysowałem w dostępnym na uczelni Eplanie, ale po utracie rocznego, studenckiego dostępu musiałem przerzucić się na coś innego. Tutaj do wyboru albo darmowy program typu CAD o nazwie DraftSight, albo, co jest znacznie lepszym wyborem, darmowy Qelectrotech, z którego do dziś korzystam zawodowo i sprawdza się on świetnie. Być może kiedyś napiszę o nim grafiki – ze zdjęć trzeba było wycinać tła, schematy delikatnie przerabiać, a czasami dorysować tu i tam strzałkę z objaśnieniem. Do takich celów przydają się dwa programy. Pierwszy to zapewne wszystkim znany GIMP, w którym wycięcie tła ze zdjęcia i jego późniejsza kompresja to bułka z masłem. Drugi, do grafiki wektorowej czyli wszelkiego rodzaju strzałek i objaśnień, to albo płatny CorelDraw, albo jego darmowy odpowiednik Inkscape. Tyle wam tak naprawdę wystarczy. Nie chcę tutaj umieszczać całej mojej pracy inżynierskiej, bo mogą z tego w przyszłości wyniknąć jakieś problemy, ale żeby pokazać wam efekt końcowy zamieszczę w poniższej galerii kilka pochodzących z niej stron: Kliknij na wybrane zdjęcie, aby je powiększyć Jestem naprawdę zadowolony z estetyki jaką udało mi się osiągnąć – naprawdę fajnie i przyjemnie się tę pracę przegląda nawet po tych kilku latach. Jak osiągnąłem ten efekt? Większość moich kolegów pracę pisała w Wordzie, więc na pewno jest to jakaś opcja. Osobiście podejrzewałem, że będzie to niezwykle irytujące doświadczenie, dlatego poszedłem w tym temacie zupełnie inną drogą. Od studentów wydziału matematyczno-informatycznego dowiedziałem się o programie LaTex, który to, jak to ładnie ujmuje Wikipedia, służy do zautomatyzowanego składu tekstu i formatowania dokumentów tekstowo-graficznych. Praca na nim polega zasadniczo na zdefiniowaniu kilku zasad jakimi ma rządzić się nasz dokument (krój czcionki, odstęp między liniami, wielkość marginesów, sposób umieszczania grafik, wygląd tabel itd.), a następnie po prostu pisaniu. Program sam dopasuje miejsce wstawienia obrazków, odpowiednio wyskaluje tabele i pozwoli bez trudu wstawiać znaki specjalne (jak greckie litery, czy symbole matematyczne). Do tego wykrywa on fragmenty wstawionego kodu programistycznego, a także automatycznie numeruje równania, grafiki, czy odnośniki z bibliografii. Nie jest to oczywiście program dla każdego, bo to taka mieszanka pisania i programowania w jednym. Do nauczenia się go potrzebowałem kilku kartek z podstawowymi komendami oraz ciągłej pomocy internetu, kiedy coś nie wyglądało tak jak chciałem. Dlatego muszę przyznać, że na początku nie było łatwo, ale kiedy udało mi się już wszystko poustawiać, to pisanie kilkudziesięciu-stronicowej pracy okazało się być czystą przyjemnością. Linków do wszystkich wymienionych programów nie wstawiam, bo Google ma wszystko i na pewno bez trudu wszystko znajdziecie sami, nie mówiąc już o całej masie poradników na Youtube. I tak to właśnie było Zbudowanie, zaprogramowanie i przetestowanie układnicy magazynowej wraz z napisaniem pracy i obroną zajęło mi około rok – od lutego 2015r. do czerwca 2016r. z wyjęciem przerwy wakacyjnej. I choć w artykule tym zawarłem jedynie najważniejsze etapy pracy, to dzięki niemu przypomniałem sobie ile to wszystko wymagało czasu, jak wiele rzeczy trzeba było załatwić, wymyślić, poprawić i usprawnić, i naprawdę nie mam pojęcia jak udało mi się to wszystko wtedy ,,ogarnąć”. Ciekawostką może być też fakt, że mój czas nie był tak naprawdę jedynym poniesionym wydatkiem, bo o ile większość rzeczy fundowała uczelnia, o tyle zawsze znalazła się jakaś drobnica, którą znacznie szybciej było mi kupić samemu (drobna elektronika, śruby, nakrętki, przewody itp.). Zapisałem sobie nawet, że na całą moją prace inżynierską, wraz z opłatami za zdjęcia, dyplomem i inną papierologią wydałem około 415 zł. I choć wcale nie tęskno mi do bycia studentem i właściwie nie miałbym ochoty przechodzić przez to wszystko ponownie, to myślę, że ta praca była jednym z fajniejszych projektów w jakich przyszło mi brać udział. Zdarzały się dni, w których ,,ślęczałem” na uczelni nawet 10 godzin, dłubiąc przy elektronice, walcząc z zakłóceniami, szukając błędów w programie, czy dodając kolejne funkcje. Wychodząc jednak z obrony z oceną bardzo dobrą, czy widząc zaciekawienie mojego pracodawcy na rozmowie kwalifikacyjnej wiedziałem, że warto było doprowadzić ten projekt do końca i przez ponad rok poświęcać mu sporą część wolnego czasu. Polecam! Dzięki za przeczytanie artykułu i w razie pytań zapraszam do komentowania! Podobało się? Zajrzyj na i wspieraj moją dalszą pracę! A może chciałbyś przeczytać ciekawą książkę? Powiadomić Cię o nowych artykułach? Polecam zapisanie się na newsletter lub zajrzenie na facebook’a. W ten sposób nie przegapisz żadnego nowego tekstu!
odpowiedział (a) 14.07.2013 o 17:10: To jak wygląda obrona zależy w dużej mierze od promotora. U mnie pracy się nie przedstawiało (co prawda to była mgr). Pytania mogą być zarówno z pracy jak i spoza niej (ogólnie z przedmiotu lub jakiegoś zakresu materiału).
Ostatnia aktualizacja 10 czerwca 2022 Zanim opowiem Ci, czym jest obrona pracy dyplomowej, niczym Karol z „Familiady” zacznę od superkawału: Poszli studenci na egzamin. Profesor: – Mam dwa pytania: Jak ja się nazywam i z czego jest ten egzamin? A studenci spojrzeli po sobie: – Cholera! A mówili, że z niego jest taki luzak!!! Prawdopodobnie na obronie Twojej pracy dyplomowej nie będzie aż tak łatwo, ale już na wstępie powiem Ci tylko tyle: nie przejmuj się! Będzie dobrze. Zrób sobie kawę lub herbatę i usiądź wygodnie. Po przeczytaniu artykułu na pewno przestaniesz stresować się obroną pracy dyplomowej. Pobierz prezent 🎁 –> Przykładowa praca licencjacka i planner pisania Skoro to czytasz, to jesteś na ostatniej prostej, żeby zdobyć tytuł magistra. Napisałeś swoją pracę, wprowadziłeś setki poprawek, praca przeszła przez przerażający system antyplagiatowy, wydrukowałeś ją i złożyłeś w dziekanacie. Teraz czekasz tylko na wyznaczenie terminu obrony. Sprawdź przykładowe prezentacje na obronę. 14 kierunków!!! 1. Administracja (POBIERAM⬇) 2. Bezpieczeństwo wewnętrzne (POBIERAM⬇) 3. Pedagogika. Edukacja przedszkolna (POBIERAM⬇) 4. Pedagogika. Edukacja wczesnoszkolna (POBIERAM⬇) 5. Ekonomia (POBIERAM⬇) 6. Logistyka (POBIERAM⬇) 7. Marketing (POBIERAM⬇) 8. Pedagogika (POBIERAM⬇) 9. Pielęgniarstwo (POBIERAM⬇) (POBIERAM⬇) 11. Ratownictwo medyczne (POBIERAM⬇) 12. Resocjalizacja (POBIERAM⬇) 13. Turystyka (POBIERAM⬇) 14. Zarządzanie (POBIERAM⬇) ✔Masz jakiekolwiek pytania odnośnie do materiałów lub procesu zamówienia? Pisz! ✔Najwyższa jakość jest naszym priorytetem! Zobacz opinie. Zamówiony materiał otrzymasz w ciągu 60 sekund od opłacenia zamówienia! Obrona pracy dyplomowej – wielkie święto w życiu studenta Obrona pracy dyplomowej to wielkie wydarzenie w życiu studenta. Można powiedzieć, że nawet najważniejsze. Jest tym samym, co dla nałogowego biegacza zdobycie korony półmaratonów Polski lub dla Jerzego Kukuczki zdobycie najwyższych szczytów Himalajów. Ewentualnie, jak dla bezrobotnego syna mamusi obejrzenie wszystkich odcinków „Gry o Tron” 😊 Niestety, studenci bardzo często psują tę chwilę. Zamiast cieszyć się, że to już koniec, stresują się, zamartwiają i nie śpią po nocach. Apogeum następuje w dniu obrony. Znane są przypadki zasłabnięć i omdleń przed komisją. Do klasyków zalicza się sytuacje, w których osoba opanowana przez stres – mimo dobrego przygotowania – nie jest w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa przed komisją. W tym momencie może Cię pocieszę, a może zmartwię. Z perspektywy dalszego życia zawodowego i osobistego obrona pracy dyplomowej to żadne wyzwanie. Za kilka lat będziesz wspominał to z rozbawieniem. Dalsze życie dostarczy Ci o wiele silniejszych emocji i adrenaliny. Przykładowo, jeżeli jesteś niezamężną kobietą (no dobra – singielką), to dzień Twojego ślubu i wesela dostarczy Ci o wiele większych wrażeń niż obrona pracy dyplomowej. Dlaczego nie należy stresować się obroną pracy dyplomowej? Postaw się na chwilę na miejscu swojego promotora. Czy uważasz, że zależy mu na tym, aby Twoja praca dyplomowa „nie przeszła”? Czy zależy mu na podważaniu Twoich kompetencji i wskazywaniu źle postawionych przecinków? Skoro prowadził Cię w procesie pisania, dopuścił Twoją pracę, to zależy mu, abyś się bezproblemowo obronił. To on jest poniekąd Twoim adwokatem i sprzymierzeńcem. A komisja? Sądzisz, że jej członkowie czytają Twoją pracę z wypiekami na twarzy, tworząc listę punktów, na których Cię zagną? Czy uważasz, że w interesie recenzenta jest to, aby wytknąć Ci najdrobniejsze błędy? Przecież krytykując Twoją pracę, podważa kompetencje promotora, który jest za Ciebie odpowiedzialny do momentu uzyskania tytułu naukowego. Twój promotor i recenzent to prawdopodobnie dobrzy znajomi, chodzący razem na piwo po pracy. Zastanów się, czy Ty byś krytykował publicznie przed innymi osobami osiągnięcia dzieci pracowników lub podopiecznych swojego dobrego kolegi? Obrona pracy dyplomowej to finał. Podczas tego procesu każdy chce Ci pomóc, dlatego naprawdę bardzo ciężko jest polec. Od samej obrony zdecydowanie ważniejszy jest proces przygotowania pracy dyplomowej. Dlatego też na tym należy skupić się bardziej niż na przejmowaniu się obroną. Co tak naprawdę decyduje o wyniku obrony pracy dyplomowej? Zanim przejedziemy do omówienia procesu obrony pracy dyplomowej, chciałbym, abyś uświadomił sobie sedno sprawy. O wyniku Twojej obrony decyduje przede wszystkim całokształt Twojej wiedzy. Przez kilka lat byłeś studentem, nauczyciele akademiccy dali Ci klucz do wiedzy, Ty natomiast tę wiedzę powinieneś poszerzać. Jeżeli interesowałeś się tematyką swoich studiów, uczestniczyłeś w kołach naukowych, czytałeś książki i artykuły ze swojej dziedziny, dyskutowałeś z innymi ludźmi, pracowałeś zawodowo – to dobrą ocenę masz jak w banku. Jeżeli posiadasz wszechstronną wiedzę, wyniesioną z własnego doświadczenia, dodatkowo masz własne poglądy na dane zjawiska, to komisja może Ci naprawdę wiele wybaczyć. Jak myślisz – komisja oceni lepiej nadgorliwego studenta, który duka wykute odpowiedzi, czy osobę, z którą można porozmawiać na wiele tematów i która sypie na zawołanie dygresjami? Obrona to przede wszystkim luźna rozmowa. Jeżeli komisja stwierdzi, że jesteś „kumaty” w danym temacie i fajnie się z Tobą rozmawia, to możesz być pewien, że „postara się” podnieść Twoją ocenę, mimo że nie do końca odpowiedziałeś na pytania. Przygotowanie do egzaminu dyplomowego. Co muszę zrobić przed obroną pracy dyplomowej? Obrona będzie przyjemnością, o ile dobrze się do niej przygotujesz i nie dasz się niczym zaskoczyć. Przygotowanie do obrony można podzielić na część administracyjną i merytoryczną. Przygotowanie do obrony pod względem administracyjnym: termin złożenia pracy dyplomowej Niby truizm, ale to bardzo ważne. Wejdź na stronę uczelni lub zadzwoń do dziekanatu i dowiedz się, do kiedy możesz złożyć swoją pracę dyplomową. Zebranie kompletu wymaganych dokumentów może być bardzo czasochłonne, dlatego nie zostawiaj tego na ostatnią chwilę. 2. Złóż komplet potrzebnych dokumentów Wejdź na stronę uczelni i wydrukuj listę wymaganych dokumentów! Każda uczelnia ma inne wytyczne, ale zazwyczaj będziesz potrzebował: wydrukowanej pracy dyplomowej (2–3 egzemplarzy), opisanej płyty CD z pracą, zdjęć, wypełnionej karty dyplomowej, potwierdzenia opłaty za dyplom, potwierdzenia uregulowania wszystkich opłat, wypełnionych pozostałych oświadczeń, potwierdzenia, że jesteś rozliczony z biblioteką akademicką itp. 3. Czekaj na ogłoszenie terminu obrony Po złożeniu wszystkich dokumentów czekaj spokojnie na wyznaczenie terminu obrony swojej pracy. Teoretycznie obronę możesz mieć najwcześniej za dwa tygodnie. Pamiętaj jednak, że działania dziekanatu są często nieprzewidywalne i data obrony może zostać wyznaczona zarówno wcześniej, jak i później. 4. Upewnij się, że znajdujesz się na liście osób dopuszczonych do obrony Jak już termin obrony został wyznaczony, to lada moment pojawi się lista osób dopuszczonych do obrony. Upewnij się, czy Twoje imię i nazwisko się tam znalazło. Uwierz mi, wszystko może być w najlepszym porządku, ale na przykład z powodu błędu pracownika dziekanatu możesz nie znaleźć się na tej liście. Oczywiście wszystko zawsze można odkręcić, ale po co Ci dodatkowy stres. 5. Sprawdź, kto jest w składzie komisji Kilka dni przed obroną, możesz zacząć dowiadywać się, kto będzie w komisji egzaminacyjnej oprócz Twojego promotora. Taka informacja powinna być dostępna publicznie. Jeżeli nie, to zadzwoń do dziekanatu – niech zdradzą Ci tę tajemnicę. Przygotowanie do obrony pod względem merytorycznym Jak wspomniałem wcześniej, obrona to zazwyczaj formalność, jednak szczęście sprzyja najbardziej przygotowanym. Dlatego też powinieneś się do niej jak najlepiej przygotować. Co należy zrobić? 1. Przygotuj prezentację w PowerPoincie Na większości uczelni pierwszą częścią obrony jest krótka, 5–10-minutowa prezentacja, podczas której omówisz najważniejsze kwestie i zagadnienia ze swojej pracy dyplomowej. Ogranicz się do maks. 10 minut i 8–10 slajdów. Przedstaw takie elementy, jak: cel, teza, zakres pracy, metodyka przeprowadzonych badań, uzyskane wyniki, podsumowanie i wnioski. Pamiętaj, że najważniejsze są wyniki i wnioski, dlatego na tych elementach skup się w swojej prezentacji najbardziej. Sprawdź nasze przykładowe prezentacje z 14 kierunków studiów>> 2. Naucz się odpowiedzi na pytania dyplomowe To właściwie najtrudniejszy punkt przygotowań. Musisz nauczyć się odpowiedzi na pytania, które może Ci zadać komisja. W zależności od uczelni tych pytań może być od 20 do nawet 100. Ich listę prawdopodobnie znajdziesz na stronie uczelni lub uzyskasz je od promotora. Nie jest to żadna tajemna wiedza. Pytania na egzamin dyplomowy zostały już zazwyczaj opracowane przez starsze roczniki, więc jeżeli nie chcesz ze swoją grupą marnować na to kilkunastu godzin, to tam szukaj pomocy. Często na nauczenie się odpowiedzi na te pytania będziesz miał bardzo mało czasu. Jak zatem ich się uczyć? Nie ucz się nigdy na pamięć. Podziel poszczególne pytania na słowa klucze i naucz się najważniejszych zagadnień z każdego pytania. Jeżeli będziesz umiał cokolwiek, to komisja zazwyczaj będzie podpowiadała i próbowała Cię naprowadzić. Gorzej, jeżeli nie będziesz potrafił powiedzieć nawet zdania na dany temat. Nie ucz się wszystkich pytań naraz. W zależności od tego, ile masz czasu – wyznacz cel. Na przykład codziennie ucz się po 10 pytań. 3. Przygotuj się na pytania z treści swojej pracy dyplomowej Niestety wielu studentów popełnia poważny błąd. Skupia się na pytaniach i prezentacji, zapominając o pracy, która jest przecież głównym przedmiotem obrony. Zdarzają się przypadki, że studenci nawet nie czytają swoich prac. Dlatego też powinieneś: • dobrze orientować się w strukturze swojej pracy, czyli wiedzieć, co jest napisane w poszczególnych rozdziałach; • mniej więcej znać wykorzystaną literaturę, a przynajmniej najważniejsze pozycje; • uzasadnić, dlaczego wybrałeś taki temat pracy; • wskazać ewentualne trudności, które wystąpiły podczas badań; • umieć szybko przedstawić główne hipotezy i wnioski z pracy; • potrafić przedstawić rekomendacje na przyszłość; • swobodnie rozmawiać o dziedzinie, której dotyczy Twoja praca. Pamiętaj – Twoim celem jest przekonanie komisji, że to Ty jesteś ekspertem w danej dziedzinie i o swojej pracy dyplomowej wiesz dosłownie wszystko. 4. Zastanów się, o co jeszcze może Cię zapytać komisja Skład komisji znasz wcześniej. Zastanów się, jakie są zainteresowania naukowe poszczególnych osób. Twoja praca dyplomowa dotyka któregoś z tych zagadnień? Przygotuj się na pytania. Komisja egzaminacyjna – czy muszę się jej bać? Może słyszałeś legendy na temat strasznych komisji, które zadawały trudne pytania i koniecznie chciały udowodnić niewiedzę studentów. Większość nie zdała, a nieliczni dostali naciągane 3, ale była to kobieta w 8 miesiącu ciąży i znajomy dziekana. Te typowe studenckie legendy możesz włożyć między bajki. Komisja egzaminacyjna będzie zazwyczaj bardzo przychylnie nastawiona i zrobi wszystko, aby Ci pomóc i naprowadzić na dobre tropy. Kto wchodzi w skład komisji egzaminacyjnej? Twój egzamin dyplomowy zawsze będzie odbywał się przed komisją powołaną przez dziekana, w skład której wchodzą przynajmniej trzy osoby: przewodniczący komisji, Twój promotor i recenzent. Osoby wchodzące w skład komisji muszą mieć przynajmniej stopień doktora. 1. Przewodniczący komisji Jest to zazwyczaj ktoś z najwyższych władz uczelni. Często dziekan lub prodziekan danego wydziału. W dużym skrócie jego najważniejszym zadaniem jest dbanie o prawidłowy przebieg egzaminu. On także ma ostatnie słowo. Czyli teoretycznie, jeżeli promotor z recenzentem pokłócą się o Twoją ocenę, on może zdecydować zarówno na Twoją korzyść, jak i niekorzyść. Często studenci bardzo obawiają się przewodniczącego. Bo to elita uczelni, bo to autorytet naukowy, bo na egzaminach był bardzo surowy. Jak jednak pokazuje statystyka, jest on często najbardziej przychylny studentom i zadaje najwięcej pytań pomocniczych. 2. Recenzent Jest to pracownik badawczo-dydaktyczny uczelni z tytułem naukowym profesora, doktora habilitowanego lub przynajmniej doktora. Recenzent powołany przez dziekana musi być absolutnym specjalistą w danej dziedzinie. Tak więc, jeżeli Twoja praca dotyczy logistyki, recenzentem będzie specjalista od logistyki, a nie od filologii rosyjskiej. Jeżeli Twoją obronę mielibyśmy porównać do procesu sądowego, to recenzent jest prokuratorem. On wcześniej zapoznał się dokładnie z Twoją pracą, dlatego też może zadać Ci najbardziej szczegółowe pytania dotyczące Twojego dzieła. Może chcieć, abyś wyjaśnił pewne elementy lub powiedział kilka słów na temat zastosowanej literatury. To jego pytań powinieneś się najbardziej obawiać. Recenzja pracy dyplomowej Recenzent Twojej pracy dyplomowej ma obowiązek przygotowania recenzji i dostarczenia jej do dziekanatu co najmniej 7 dni przed planowanym terminem obrony. Recenzja Twojej pracy powinna być staranna i w miarę możliwości wnikliwa. Recenzent oceni szczególnie takie elementy, jak: zgodność treści pracy z tytułem, zawartość merytoryczna pracy, wkład autora w treść pracy, dobór źródeł i poprawność ich zastosowania, układ pracy, strona formalna pracy. Czytaj: Kryteria oceny prac dyplomowych>> Recenzja jest przygotowywana zgodnie ze wzorem obowiązującym na Twojej uczelni. Masz prawo wglądu do recenzji Twojej pracy dyplomowej przed obroną. Co się zdarzy, jeżeli recenzent wystawi negatywną ocenę dla Twojej pracy? Dziekan zasięga opinii drugiego recenzenta. Jeżeli on stwierdzi, że praca jest OK, wtedy ostateczną decyzję podejmuje dziekan. Jeżeli jednak i drugi recenzent negatywnie oceni Twoją pracę, czeka Cię powtarzanie ostatniego semestru studiów i prawdopodobnie będziesz musiał napisać nową pracę. 3. Promotor Wiem, że współpraca z promotorem zapewne wyglądała różnie, ale podczas obrony pracy dyplomowej to teoretycznie Twój największy sprzymierzeniec. To adwokat, który broni Cię przed recenzentem i pozostałymi członkami komisji. Powinien zadawać Ci łatwe pytania, podpowiadać i walczyć o Twoją ocenę niczym nieustraszony wiking. Tyle w teorii. W rzeczywistości bywa różnie. Wszystko zależy od tego, jakiego promotora wybrałeś. Czytaj: Jak wybrać promotora pracy dyplomowej>> Obrona pracy dyplomowej krok po kroku 1. Dzień przed obroną Spędzaj ten dzień na czynnościach w jak najmniejszym stopniu angażujących umysł. Idź na spacer, do kina, na kręgle, popatrz na gwieździste niebo. Możesz nawet kopać dziury w ziemi, jeżeli przy tej czynności odpoczywasz psychicznie. Rób wszystko, aby być wypoczęty, zrelaksowany i wyluzowany. Dobry pomysł to wyjazd na cały dzień z miasta na łono natury. Najgorsze, co możesz zrobić, to uczyć się dzień przed obroną. Wtedy na pewno uświadomisz sobie, że nagle nic nie umiesz i wszystko zapomniałeś. Poświęć ten dzień na regenerację. Oczywiście niezbyt intensywną. Na piwko lub wódeczkę będzie czas po obronie. Nie ma nic gorszego niż kac w dniu obrony 😉 Wieczorem przygotuj sobie elegancką garderobę na następny dzień, aby uniknąć stresu związanego z poszukiwaniem zaginionej skarpetki lub wiązaniem krawata. Pamiętaj o wyspaniu się – oglądanie seriali do pierwszej w nocy to zły pomysł. 2. Czekanie na obronę pod drzwiami Czekanie na swoją kolej to zdecydowanie najbardziej stresujący moment egzaminu. Niestety, nawet jeżeli bronisz się o to zazwyczaj musisz przyjść na ze wszystkimi. Nie pójdziesz przecież do domu, bo nikt tak nie robi. W najlepszej sytuacji są te osoby, które bronią się jako pierwsze. Aha, nie słuchaj takich ciekawych opowieści, jak ta poniżej. Źródło: Znalezione gdzieś na forum internetowym 3. Sprawdzenie tożsamości Po wejściu na salę zostaniesz poproszony o pokazanie dowodu. Komisja musi się upewnić, że zamiast Ciebie na obronę nie przyszedł Twój wujek, który dobrze rozwiązuje krzyżówki, więc się zna. Jeżeli jesteś prawdziwym kozakiem, to możesz rzucić jakiś żarcik na rozładowanie atmosfery. 4. Krótka prezentacja To ta prezentacja, o której wspomniałem wcześniej. Na luzie, w maksymalnie 10 minut, opowiedz o swojej pracy dyplomowej. Pamiętaj, aby mówić tylko o konkretach i o tym, co jest absolutnie najważniejsze. 5. Losowanie pytań Losujesz 2 do 4 pytań z puli wszystkich dostępnych. Dodatkowo dostaniesz 1 pytanie od promotora lub recenzenta związane z treścią Twojej pracy. To bardzo stresujący moment. Pod wpływem stresu możesz dostać chwilowego „zaćmienia umysłowego” i nie zrozumiesz zadanego pytania. Wtedy bez obaw możesz poprosić komisję o jego powtórzenie. Możesz również upewnić się, czy dobrze zrozumiałeś pytanie, powtarzając je własnymi słowami. 6. Przygotowanie odpowiedzi na pytania Następnie dostajesz czas ok. 5 minut na przygotowanie odpowiedzi na zadane pytania. Zazwyczaj pytania są bardzo szerokie, więc należy ułożyć sobie kolejność poruszanych zagadnień. Na kartce papieru zrób mapę myśli i napisz sobie punkt po punkcie wszystko, co Ci przyjdzie do głowy w odpowiedzi na dane pytanie. 7. Odpowiedzi na pytania komisji Obrona pracy dyplomowej to wielka dyskusja. Odpowiadaj na zadane pytania zgodnie ze schematem odpowiedzi przygotowanym wcześniej. Możesz dodawać swoje dygresje, poglądy innych autorów, a także swoje przemyślenia. Jeżeli masz jakieś osobiste doświadczenie z danym tematem – mów o tym śmiało. Najlepsze wrażenie na komisji zrobisz, gdy pokażesz, że myślisz i ze studiów wyniosłeś wiedzę, a nie tylko wpisy do indeksu. Członkowie komisji mogą zadać Ci pytania wspomagające, poprosić o rozwinięcie odpowiedzi lub zadać pytania dodatkowe. Jeżeli tych pytań jest dużo i potrafisz na nie odpowiedzieć, to się nie przejmuj. Komisja chce prawdopodobnie wystawić Ci najwyższą ocenę. 8. Wyjście z sali To najbardziej epicki moment. Komisja dziękuje Ci i możesz wyjść z sali. Wtedy z każdej strony, niczym wygłodniałe sępy, otoczą Cię studenci czekający za drzwiami. Usłyszysz setki oryginalnych pytań typu: Jak było? Jakie dostałeś pytania? W jakim nastroju jest promotor? Możesz odpowiadać lub niczym prawdziwy meksykański maczo (lub seniorita) zbyć te pytania wymownym milczeniem 😎 Wybór należy do Ciebie, pamiętaj tylko, aby zbytnio nie przestraszyć przebiegiem obrony i tak mocno zdenerwowanych kolegów. 9. Czekanie na wyniki Teraz możesz iść coś zjeść, wypić jakieś małe piwko (na większe będzie jeszcze czas), ewentualnie zadzwonić do mamy / dziewczyny / cioci / prababci. Obrona już za Tobą – co mogłeś, to zrobiłeś. Teraz na nic już nie masz wpływu, pozostaje Ci tylko czekać na wyniki. 10. Ogłoszenie wyników Jak już wszyscy studenci zostaną przepytani, komisja zaczyna obrady. Oczywiście Ty i reszta musicie czekać (znowu to czekanie…). Bądź jednak cierpliwy, ponieważ właśnie teraz ważą się losy Twojej obrony. Po jakimś czasie (45–90 minut) komisja poprosi wszystkich studentów do sali. Następuje ogłoszenie wyników. Dowiadujesz się, że zdajesz. Jest wielki wybuch radości, wręcz euforia. Następuje część mniej oficjalna, czyli uściski dłoni, wręczenie kwiatów, drobnych upominków, tak zwana luźna rozmowa. Może nawet komisja poczęstuje Was ciastem 😊 Co decyduje o ocenie obrony pracy dyplomowej? Komisja ocenia każde pytanie indywidualnie, następnie z tych ocen wyciąga średnią arytmetyczną. To jest właśnie ocena z obrony Twojej pracy dyplomowej. Aby zdać egzamin, musisz uzyskać przynajmniej ocenę dostateczną. Czy dawać prezenty dla promotora i komisji? Na polskich uczelniach utarło się, że studenci na początku kupują dla komisji jakiś poczęstunek i napoje chłodzące. Natomiast temat prezentów dla promotorów często osiąga absurdalne granice. Utarło się, że po obronie zazwyczaj wręcza się kwiaty lub konkretniejsze prezenty typu butelka dobrego alkoholu, książki lub kosz z owocami i słodyczami. Często aktywiści grupowi prowadzą zbiórki na prezenty. Nierzadko debata na temat „co kupić?” staje się ważniejsza od samej obrony. Co jeżeli Ty nie uzyskałeś żadnej pomocy od promotora, 10 razy zmieniał Twoją pracę, a na poprawki zmarnowałeś kilkadziesiąt godzin? Co jeżeli Twój promotor cały czas rzucał Ci kłody pod nogi, a Tobie już zabrakło epitetów na jego zachowanie? Czy też musisz kupować wypasiony prezent? Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Jeżeli masz ochotę, możesz złożyć się na kwiaty lub jakiś drobny prezent z całą grupą. Możesz również nie dać ani złotówki. Twoja sprawa. Jeżeli wiesz, że promotor nigdy nie przyjmuje prezentów, nigdy nie próbuj go do tego namówić. Ostudź też zapędy największych studenckich aktywistów. Nie, to nie. Jeszcze bardzo ważne – kwiaty lub inne podarunki wręczaj dopiero po ogłoszeniu wyników. W innym przypadku z powodu takiej błahostki możesz nawet zostać oskarżony o próbę korupcji komisji. Ogłoszenie wyników nie trwa zazwyczaj długo, ponieważ każdy student już myśli o kolejnej części, czyli: 11. Relaks (impreza) po obronie pracy dyplomowej Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie planuj nic konkretnego na następny dzień. Euforii i radości po obronie pracy dyplomowej nie da się porównać do niczego innego, więc nie zmarnuj tego. Ten czas będziesz na pewno długo wspominał, więc dobrze go wykorzystaj. Najlepiej na imprezę z grupą seminarzystów lub ze znajomymi. O przyszłości zdążysz jeszcze pomyśleć. Korzystaj, ponieważ naprawdę zasłużyłeś, a obrona pracy dyplomowej kończy piękny okres Twojego życia, który będziesz wspominał z wielkim sentymentem. Na pewno po obronie i wyjściu z sali zauważysz, że niektórzy śpieszą się, bo w domu czeka na nich mama, tata, kot i dziadek. Nie dadzą się namówić na wspólną imprezę, bo jutro muszą ratować świat. Nie bierz z nich przykładu, dzisiaj masz się bawić. 12. Prawdziwe życie Następnego dnia wstaniesz pewnie z dużym bólem głowy, ale bardzo zadowolony z dobrego podsumowania studiów. Jeżeli obroniłeś pracę magisterską, to już prawdopodobnie nie wrócisz na studia. Teraz trzeba szukać pracy i jak to się modnie mówi: „ogarnąć się”. Oczywiście to wszystko po wakacjach 😊 Jeżeli natomiast obroniłeś licencjat, to być może jeszcze nie koniec. Możesz iść na studia magisterskie, gdzie czekają Cię kolejne lata studenckiego, beztroskiego życia. Jak nie zaliczyć obrony pracy dyplomowej? Jeżeli chcesz oblać obronę pracy dyplomowej, to musisz się naprawdę bardzo postarać. Powiem Ci szczerze, że znam tylko 3 naprawdę skuteczne sposoby niezaliczenia obrony. 1. Zje Cię stres Na obronie pracy dyplomowej, dzięki swojemu nastawieniu i poniekąd „podkręcaniu” atmosfery przez innych studentów, możesz być tak zestresowany, że nie dasz rady wypowiedzieć ani jednego słowa, pomimo że dzień wcześniej wszystko doskonale umiałeś. Na szczęście komisje są w takich przypadkach bardzo wyrozumiałe i pozwolą Ci wyjść i ochłonąć. Jeżeli bardzo się stresujesz, to po prostu powiedz o tym komisji na samym początku. 2. Na obronę przyjdziesz pijany Lubisz czasami wypić? Alkohol dodaje Ci odwagi? Łatwiej Ci się rozmawia z fajną dziewczyną/chłopakiem po kilku drinkach? Gadka Ci się wtedy dobrze klei? Super. Bardzo się cieszę. Po obronie możesz pić dosłownie na półki. Jeżeli Ci zdrowie pozwoli, to nawet kilka dni. Ale to wszystko po obronie. Nigdy, przenigdy nie tykaj alkoholu przed obroną pracy dyplomowej. Komisja bardzo szybko to wyczuje. Może pozwolą Ci kontynuować egzamin, a może nie. W każdym razie jest to bardzo dobry powód przerwania egzaminu i zrobienia z siebie po prostu idioty. Potrzebne Ci to? 3. Zaczniesz „odstawiać szopki” podczas obrony Niby oczywiste, ale jeżeli podczas obrony zaczniesz korzystać ze ściąg, z telefonu lub wyjdziesz z sali, to Twój egzamin zostanie szybko przerwany. Niby oczywiste, ale na obronie zachowuj się tak, jak na każdym poważnym egzaminie. Co jeżeli nie zaliczę obrony pracy dyplomowej? Chociaż nie znam osobiście nikogo, kto nie zaliczył obrony pracy dyplomowej, to krążą legendy, że takie przypadki mogły się zdarzyć. Co jeżeli to Ty będziesz tym „szczęśliwcem”? Pierwsze, co musisz zrobić, to przygotowanie odpowiedniego pisma, w którym wyrażasz prośbę o ponowny termin egzaminu. Składasz to pismo do dziekana, który rozpatruje je pozytywnie i wyznacza nowy termin. Jeszcze jedna sprawa – musisz ponownie wnieść opłatę za organizację egzaminu. Zazwyczaj ponowny egzamin zostanie wyznaczony nie wcześniej niż za miesiąc od pierwszego terminu i nie później niż po upływie 3 miesięcy. Czego nie robić przed obroną pracy dyplomowej? Jest kilka rzeczy, których lepiej nie robić przed obroną pracy dyplomowej, ponieważ może to mieć przykre konsekwencje. Nie należy: • Pić alkoholu Przyjście na obronę na małym rauszu może skończyć się nawet zakończeniem egzaminu. Nie martw się, napijesz się po obronie. • Brać narkotyków To chyba oczywiste. • Palić papierosów Jak musisz, to zapal sobie na 2 godziny przed obroną. Mimo że duży stres sprzyja paleniu papierosów, to nie pal przed samym wejściem na salę egzaminacyjną. Po co masz denerwować komisję. Porada. Najlepiej w ogóle zaprzestań palenia. Tutaj masz dobry wspomagacz>> • Uczyć się godzinę przed obroną Chcesz się bardzo zestresować i zapomnieć wszystko, czego się nauczyłeś do tej pory? Proszę bardzo. Zacznij nerwowo przeglądać notatki przed samą obroną. Uwierz mi, na naukę był już czas – jeżeli czegoś nie nauczyłeś się wcześniej, to i nie nauczysz się teraz. • Zarwać nocy przed egzaminem Chociaż niektórych bezsenność mobilizuje, to będzie lepiej, jeśli przed obroną dobrze się wyśpisz. Odpuść siedzenie do późnych godzin nocnych. Lepiej, jak wstaniesz wypoczęty i rześki niczym skowronek. Jak się ubrać na obronę pracy dyplomowej? Wiem, że niektórzy na temat ubioru na obronę pracy dyplomowej poświęcają całe wywody. Magister na 5 nie jest jednak blogiem o modzie. Powiem Ci tylko tyle: to Twoja wiedza i elokwencja ma błyszczeć, Twoje ubranie ma to tylko uzupełniać. Nigdy odwrotnie. Ubierz się schludnie i przyzwoicie, ale nie poświęcaj kwestii ubioru wiele czasu. Podejrzewam, że dobrze przygotowany student zaliczyłby ten egzamin nawet w stroju Batmana lub Kobiety Kota. Może komisja trochę by się zdziwiła, ale egzamin by przeprowadziła. Podsumowanie To tyle. Mam nadzieję, że rozwiałem Twoje wszelkie wątpliwości dotyczące obrony pracy dyplomowej. Tak naprawdę to najprzyjemniejsza część całego procesu pracy dyplomowej. Będzie nam miło, jeśli dasz znać w komentarzu, jak Ci poszło. Możesz także napisać, jak dobrze bawiłeś się po obronie swojej pracy 😉 Czy jeszcze się spotkamy? Jeżeli obroniłeś pracę magisterską to już prawdopodobnie się nie spotkamy. No chyba że Magister na 5 wystartuje z nowymi projektami 😊 albo Ty rozpoczniesz dodatkowy kierunek studiów. Jeżeli obroniłeś licencjat i zamierzasz iść na studia magisterskie, to spotkamy się na pewno, jak będziesz pisał pracę magisterską. Zapraszam Cię serdecznie! Teraz już wiesz, gdzie szukać wartościowych materiałów i ewentualnej pomocy. W obu przypadkach życzę Ci wszystkiego dobrego, wielu sukcesów osobistych i zawodowych. Mam nadzieję, że: DO PRZECZYTANIA!! 😉 Fajny artykuł, ale nie napisałem jeszcze pracy. Co masz dla mnie? Naucz się pisać bez plagiatu. Sprawdź kurs online. –>Piszę Bez Plagiatu. Kompleksowy kurs pisania prac Zobacz, jakie materiały mogę Ci jeszcze zaproponować: –>Sklep Magistra na 5 Wielka prośba Uważasz powyższy wpis za przydatny? Pomogłem Ci? Pomóż mi dotrzeć do innych osób, którym ta wiedza także może pomóc. Jak to zrobić? 1. Kliknij poniżej polub i udostępnij na FB 👍📣 2. Podeślij znajomemu link mailem lub na Messengerze 📧 3. Będzie mi bardzo miło, jak zostawisz komentarz poniżej ⬇⬇ Nie zapomnij o prezencie!0. Styczeń i luty to typowy czas obron tytułu inżyniera. Ze względu na to, że studia inżynierskie trwają 3,5 roku akuratnie na ten zimowy czas wypada najbardziej wyczekiwana data przez wszystkich studentów uczelni technicznych – data obrony pracy inżynierskiej. Cześć! W tym semestrze składam swoją pracę inżynierską, wstępny plan jest taki, że uda mi się obronić w lutym. I teraz zasadniczo pojawia się problem. Aktualnie studiuję inżynierię zarządzania na specjalizacji "Inżynieria cyfrowa" na Wydziale Zarządzania Politechniki Warszawskiej. Chciałbym iść na studia magisterskie, jednak nie za bardzo wiem na co, bo w zasadzie to nawet nie mam pojęcia do czego mam "startować" i gdzie mam jakieś realne szanse się dostać. Ten mój kierunek, w dużym skrócie to jest połączenie: przed wyborem specjalizacji ekonomii (która mnie nie interesuje) czystego zarządzania (które też mnie nie interesuje) zarządzania produkcją i samej produkcji (która też mnie nie interesuje) matematyka (analiza, algebra, prawdopodobieństwo, kombinatoryka) + fizyka po wyborze specjalizacji zarządzania projektami IT (które mi się akurat podobało, ale uczelnia mnie strasznie zniechęcała do nauki i zagłębiania tematu) informatyki (programowanie mobilne, desktopowe, frontend, backend, sieci komputerowe, inżynieria oprogramowania, tworzenie aplikacji/systemów Business Intelligence, Big Data - bardzo na plus) Nie jestem pewny czy mogę wrzucić tu link do czegoś ala "sylabus" tego kierunku. Jeśli będę mógł - to dorzucę. No i teraz jest problem jest taki, że nie wiem co dalej. Ten kierunek to jest dosłownie zlepek wszystkiego i mam wrażenie, że gdzie bym nie poszedł, to będę miał jakieś braki, ale nawet nie wiem gdzie iść. Nie interesują mnie te elementy związane z "nauczaniem" przed wyborem specjalizacji - są dla mnie po prostu nudne, nieciekawe, niefajne, nieinteresujące i są stratą czasu (może oprócz matematyki, ale na nią się na bank nie dostanę) Jeśli chodzi o "nauczanie" po wyborze specjalizacji, to to tutaj w zasadzie tak: widziałem na SGH i w kilku innych uczelniach kierunek "Zarządzanie projektami" i to jest okej, mnie osobiście te wszystkie aspekty interesują i są dla mnie ciekawe - ale czy są jakieś alternatywy? Np. konkretyzacja pod IT, tak jak miałem na studiach? Kwestia przedmiotów informatycznych - czy istnieją jakieś kierunki które podpasują w to co ja miałem na studiach? Raczej wątpię w dostanie się na II stopień na informatykę, bo o ile z przedmiotami IT bym sobie poradził w kwestii nadrobienia (tak myślę, jestem po technikum informatycznym, poza tym wiem jak to mniej więcej wygląda - niestety nie dostałem się na informatykę na I stopień, za mało punktów z matury), ale jakie są alternatywy? Istnieją jakieś kierunki pod konkretne programowanie (frontendowe np)? Jakieś tworzenie/projektowanie systemów? W swojej pracy inżynierskiej projektuję oraz częściowo wdrażam (programuję w językach frontendowych) taki potencjalny system dla wydziału i zastanawiam się czy tu się jakoś nie chwycić, ale jak tak to w co? Nie wiem za bardzo co dalej - chciałbym się rozwijać, ale jakie są realne szanse na cokolwiek po tym kierunku, który jest zlepkiem wszystkiego? Nie wiem nawet w co chwycić. Oczywiście wiem, że studia magisterskie powinny być kontynuacją studiów I stopnia. Ale co ja mam kontynuować, skoro ten kierunek to jest zlepek wszystkiego? Na razie celuje w te zarządzanie projektami (bo jak wspomniałem - temat mnie zaciekawił, ale nastawienie wydziału i prowadzących zniechęciły do zagłębiania tematu i raczej szło to na zasadzie "byle zdać"), ale wolałbym raczej iść pod coś z tematyki IT - tylko w co i na co mam realne szanse? Osobiście poza studiami rozwijam się jako programista i uczę się frontendu. Z prostego powodu (tj. wydział, jego nastawienie, kompletny burdel, przepych wszystkiego w jednym kierunku) nie chcę kontynuować tych studiów na wydziale. Mogę liczyć na jakieś rady z waszej strony? Dziękuję za każdą wiadomość! Niektórzy jednak nie wiedzą, jaki temat pracy inżynierskiej wybrać i już na tym etapie potrzebują pomocy. Temat pracy inżynierskiej można wybrać z naszej bazy tematów lub poprosić o nieodpłatne konsultacje dobranie tematu przez specjalistę. Przejdź do bazy tematów. Zamów bezpłatne konsultacje w celu wyboru tematu pracy
APARAT NAUKOWY PRACY DYPLOMOWEJ Aparat naukowy pracy dyplomowej obejmuje cytaty, przypisy i bibliografię. CYTATY ytat jest przytoczeniem fragmentu czyjejś wypowiedzi. Krótkie cytaty można umieszczać w tekście głównym wyróżnione za pomocą cudzysłowu, np.: Jak wspomniał R. Cialdini: „Wszystko to ma poważne konsekwencje na
Home » Edukacja » Łatwy, unikalny czy rozbudowany? Jaki temat pracy inżynierskiej wybrać? Pisanie pracy inżynierskiej to jedno z największych wyzwań, przed jakimi stają studenci politechnik na całym świecie. Wprawdzie na ostateczną ocenę pracy inżynierskiej wpływa bardzo wiele czynników, poczynając od przygotowania samego studenta, na formatowaniu tekstu kończąc, jednak kluczową rolę pełni temat, który niejednokrotnie decyduje o końcowym sukcesie. Możliwe błędy przy wyborze tematu pracy inżynierskiej Z niewłaściwego doboru tematu pracy inżynierskiej wynikają wielorakie zagrożenia. Temat może okazać się zbyt łatwy – a tym samym zbyt błahy, zbyt skomplikowany, za mało oryginalny lub odwrotnie – nazbyt wydumany. Co zrobić, aby uchronić się przed wyborem jednego z takich tematów? Pisanie prac Temat zbyt prozaiczny Wielu studentów już na etapie planowania swoje pracy inżynierskiej poddaje się pokusie wyboru tematu, który wydaje im się bardzo łatwy, dzięki czemu jego opracowanie nie będzie wymagało większego wysiłku. Tematy takie spotkać można w bardzo wielu pracach licencjackich, inżynierskich, a nawet magisterskich. Niestety są to z reguły prace bardzo nisko oceniane, czasem wręcz odrzucane przez komisję. Powód? Zbyt łatwy temat to nie tylko brak oryginalności, ale i efekt, który nie daje szans na prawdziwe zweryfikowanie wiedzy przyszłego inżyniera. Temat zbyt skomplikowany To prawdziwa zmora ambitnych studentów. Oni to najczęściej wybierają tematy, którymi mogą się wyróżnić i dzięki którym chcą udowodnić komisji, iż należą do najlepszych na całej uczelni. Niestety, tematy te potrafią zamienić się w prawdziwe pułapki. Zbyt skomplikowany temat pracy inżynierskiej może okazać się nie do ogarnięcia nawet dla samych wykładowców, a ich dociekania na obronie pracy mogą pogrążyć niedoszłego inżyniera. Temat mało oryginalny Problem podobny, jak w przypadku zbyt łatwego tematu. Prace inżynierskie napisane na mało oryginalny temat są dla czytających je recenzentów zwykle śmiertelnie nudne, a zawarte w nich wnioski wtórne. Co gorsze, praca taka może wzbudzić podejrzenia, czy faktycznie była pisana samodzielnie przez studenta. Podejrzenie takie może z kolei doprowadzić – nawet jeśli system antyplagiatowy tego nie potwierdzi – do tego, że student pod naciskiem komisji nie da rady swojej pracy obronić. Temat nazbyt wydumany Tematy takie, wbrew pozorom, zdarzają się całkiem często. Są one efektem bądź to nadmiernych aspiracji studenta, bądź też wynikają z niedostatecznej wiedzy o kierunku studiów. Na całe szczęście w 90% przypadków temat taki jest bardzo szybko modyfikowany przez promotora. 7V8Mx.